Z Anną Jastrzębską, psychotraumatologiem, pedagogiem i ratownikiem, rozmawia Nikol Tomar z Fundacji Dorastaj z Nami.
NK: – Myśli pani, że warto zachęcać rodziny ukraińskie, żeby same spędzały czas, nie tylko z rodzinami goszczącymi?
AJ: – Jeżeli tylko mają na to ochotę, oczywiście, że tak. To, że są u nas, nie znaczy, że potrzebują kogoś, kto będzie z nimi 24 godziny na dobę. Czasem ze względu na to, że każda rodzina ma swoje granice, dopuszczenie do tych granic nowej osoby tylko i wyłącznie dlatego, że ta osoba nas gości, będzie trudne, bo jakby nie patrzeć, jest to ktoś z zewnątrz. Fajnie by było, gdyby rodzina, którą gościmy, mogła sobie pobyć sama ze swoimi problemami, z całym swoim bagażem, który zabrała ze sobą, żeby mogła kontynuować to życie, które przyniosła do Polski. Często zauważam, że wśród osób goszczących uchodźców z Ukrainy panuje takie poczucie, że jedynym problemem tych rodzin jest wojna, a to nie jest tak. Jest to jeden z czynników, który wpływa na późniejszy dyskomfort wszystkich goszczących. Nam się wydaje, że bierzemy do siebie rodzinę, z którą, jakby nie było tej wojny, to wszystko byłoby cudownie. Dzieciaki świetnie się uczą, wszystkie kobiety świetnie gotują. Odnoszę wrażenie, że jest taki mit, który mamy w głowach, mit dotyczący uchodźców, że to są sami cudowni, fantastyczni, ciepli ludzie, bez żadnych problemów i wszyscy będą nam bardzo wdzięczni za pomoc. Dzieciaki to się nam będą rzucać na szyję i będzie tylko miło i wesoło. To nie tak, przecież to też są ludzie, którzy mają swoje słabości, ludzie z masą kłopotów, dokładnie takich samych, jakie występują w polskich rodzinach! Są problemy z narkotykami, z alkoholem, są dzieciaki z placówek opiekuńczo-wychowawczych, rodziny, w których dzieciaki kłócą się i żrą z rodzicami na potęgę. Ten konflikt, który się dzieje i nowa rzeczywistość, w którą te rodziny się przeniosły, tylko nasilają problemy. A uwaga! – nie ma rodzin bez problemów. Dokładnie tak samo jak jest w waszej, drodzy państwo, dokładnie tak samo jest w tamtej. I teraz mamy kumulację, jak się dwie rodziny spotkają, nagle się okazuje, że ta rodzina, która do nas przyjechała, nie jest taka piękna i cudowna, okazuje się, że tam też się dzieje!
NK: – Co jest zupełnie normalne.
AJ: – Oczywiście, że tak! Trzeba im dać z tym pobyć, bo to nie jest tak, że w momencie, kiedy jest wojna, to wszystkie inne problemy sobie idą. One są! Co więcej, nowa rzeczywistość, w którą ta rodzina jest wepchnięta, może jeszcze potęgować wszystkie reakcje emocjonalne, które by się zadziały bez wojny.
NK: – Czasem odnoszę wrażenie, że goszczący starają się ciągle zapewniać rozrywki, codziennie czegoś tam szukają. Dziś do kina, dziś do teatru, jutro jeszcze gdzieś. Cały czas wypełniają gościom różnymi zadaniami i przyjemnościami.
AJ: – To jest urocze podejście. Absolutnie urocze, tyle że moje pytanie brzmi, czy w naturalnych warunkach tak właśnie wygląda życie, że codziennie ma się rozrywki. No nie, więc zadbajmy przede wszystkim też o siebie, bo często widać u osób goszczących rodziny ukraińskie zmęczenie współczuciem i zmęczenie koniecznością poszukiwania stałych rozrywek. Pytanie, czy naprawdę kolejne emocje i kolejna ekscytacja związana z pójściem chociażby do zoo albo gdziekolwiek jest tym ludziom potrzebna i konieczna. Musimy pamiętać o tym, że oni mogą być po prostu pioruńsko zmęczeni i nie chcieć nigdzie chodzić, ale uwaga! – skoro ktoś mi dał dom, dał mi gościnę w tym trudnym czasie, a teraz mi mówi, chodźmy do zoo, no to ja, mimo że przeszłam czterdzieści kilometrów pieszo i mam wielkie bąble na nogach, pójdę do tego zoo i będę robić kolejne kilometry tylko i wyłącznie po to, żeby komuś było miło, ale tak naprawdę chciałabym pospać. Tu się czasami rozbiegają potrzeby pomagacza i wspomaganego. Pomagacz chciałby być superpomagaczem, być najlepszym pomagaczem. Chciałby, żeby rodzina, którą gości, była najszczęśliwsza na świecie. Tylko zapomina o tym, że ta rodzina przeszła naprawdę bardzo dużo. Przeszła dużo emocjonalnie i fizycznie. Często trzeba tym ludziom dać po prostu się wyspać, zjeść, odpocząć, zadbać o higienę podstawową, wykąpać się i pobyć we własnym sosie. Nawet jeżeli dzieciaki będą siedzieć z nosami w swoich telefonach, to też dobrze, bo to jest dla nich namiastka normalności. Jak sobie będą grać w gierki na telefonach, dokładnie takie same, w jakie grały w swoim domu, to super! To jest jedyne, co znają i to jest namiastka poczucia, że wojna nie zmieniła wszystkiego.
NK: – Jest to taki punkt łączący to, co było i to, co jest.
AJ: – Tak! Dokładnie, to jest to, co jest stałe. My mamy jednak takie podejście, że jak dzieciak siedzi z nosem w telefonie, to się nudzi i trzeba zrobić tak, żeby on z tym nosem w telefonie nie siedział. Niekoniecznie!
Cały podcast znajdziesz tutaj.