PAN RATOWNIK POWIEDZIAŁ, ŻE TO NAJWAŻNIEJSZE
Wywiad z Pawłem Błasiakiem – Prezesem Zarządu Stołecznego WOPR, ratownikiem, instruktorem ratownictwa, przyjacielem Fundacji Dorastaj z Nami.
Czy każdy może zostać ratownikiem? Czy są jakieś przeciwwskazania?
– Ratownikiem może być każdy, jedyną koniecznością jest bardzo dobry stan zdrowia. Brak przeszkód fizycznych.
Co trzeba zrobić, żeby zostać ratownikiem? Ile to trwa?
– Do 2011 roku ścieżka była jedna, bo kursy realizował wyłącznie WOPR. Można było wtedy zacząć ścieżkę już od 12, 13 roku życia. Kończyć trzeba było na wieku 18, 19 lat, kiedy otrzymywało się uprawnienia zawodowe. Cały kurs trwał mniej więcej 2 lata, w tym było około 200, 250 godzin szkolenia i około 400 godzin praktyki. Po 2012 roku minister spraw wewnętrznych wydał rozporządzenie, że szkolenie na ratownika wodnego musi mieć nie mniej niż 66 godzin. Do tego dochodzi kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy, czyli obecnie po 130 godzinach szkolenia masz „papiery” ratownika wodnego. WOPR pozostał przy swojej metodzie szkolenia, czyli przy szkoleniu długofalowym.
Jak wygląda życie ratownika? Czy to może być całoroczna praca?
– Pierwszy sposób wykonywania naszego zawodu to całoroczna praca na pływalni w stałych godzinach, w systemie zmianowym. Drugi to sposób wakacyjny. Z reguły są to studenci, jadą sobie na wakacje, gdzie są zatrudniani jako ratownicy. Trzeci rodzaj to praca stała, całoroczna. To są ratownicy, którzy dyżurują na bazie i oczekują na wezwanie – podobnie jak strażacy.
Co to znaczy, że ratownictwo to styl życia?
– Nie można się z WOPR-u wypisać – to jest coś więcej niż tylko coroczne składki. Ktoś wstępuje do naszej organizacji, bo czuje, że to jest to, co mu się podoba. Są tacy, którzy wiążą się z WOPR-em na całe życie. Czy spotykacie się prywatnie w swoim gronie? Oczywiście. Członkowie WOPR-u wiążą się emocjonalnie ze swoją pracą, z ludźmi, z którymi współpracują. Chodzą razem na akcje, muszą się wspierać, muszą sobie ufać i lubić to, co robią.
Czy tęskni Pan za ratownictwem?
– Trochę tak, ale patrząc realnie, to zdaję sobie sprawę, że w wieku 54 lat człowiek nie jest już taki sprawny. Normy ratownicze nadal spełniam, ale nie mam już czasu, żeby być na stałych dyżurach tak często, jak bym chciał. Natomiast bardzo lubię uczyć, przekazuję wiedzę jako instruktor.
Czy zdarzają się takie wypadki, takie jak śmierć ratownika?
– Do takich wypadków dochodzi bardzo rzadko. Nasze akcje są krótkie i dosyć dobrze zabezpieczone. Zwykle działamy blisko brzegu, jeśli dalej – jesteśmy wyposażeni w odpowiednie łodzie, jeśli bardzo daleko to ratownictwo opiera się już na służbach takich jak sar (Search and Rescue – ratownictwo morskie, górskie oraz w warunkach bojowych – przyp. red.). WOPR jako jedyna „firma” ratownicza wymaga od ratowników poddawania się co 3 lata egzaminowi weryfikacyjnemu. A u nas w grupie interwencyjnej ratownicy poddają się egzaminowi praktycznie co rok.
Czy karty pływackie nadal są obowiązkowe?
– Teraz karty pływackie są dobrowolne. U nas są wymogiem na nasze stopnie wewnętrzne – WOPR-owskie. Żeby później uzyskać stopnie międzynarodowe. WOPR stworzył też spersonalizowaną kartę pływacką dla dzieci. Trzeba wysłać wniosek do WOPR-u. Dzieci są dumne, bo to ich pierwszy w życiu tak ważny dokument. Nie ma określonego wieku, w jakim dzieci mogą zdobyć kartę pływacką.
Jakie jest odpowiednie zachowanie na niestrzeżonym kąpielisku?
– Po pierwsze – nie wskakujemy do nieznanej wody. Nie wiadomo, co w niej jest. Druga sprawa to niska temperatura wody. Organizm wytrenowany potrafi bez problemu znieść zmianę temperatury. Natomiast ktoś bez wprawy może się wychłodzić. Poza tym oceniajmy właściwie nasze umiejętności pływackie.
Czy zasady bezpieczeństwa nad morzem, jeziorami i innymi zbiornikami są takie same?
– Nurt rzeki może być tak silny, że nie podołamy mu. Nad morzem nie dość, że są fale, to są też prądy wsteczne, które wynoszą w morze. Ratownicy wykorzystują prądy wsteczne, żeby dopłynąć do kogoś, kogo ratują. Już w szkole podstawowej dzieci powinny dowiedzieć się o grożących im niebezpieczeństwach, ale niestety zazwyczaj nie posiadają tej wiedzy.
Co zrobić, kiedy widzimy, że ktoś tonie?
– Na pewno zadzwonić po pomoc. Numer ratunkowy jest taki sam, jak numery straży pożarnej czy policji – 112. Poza tym każda jednostka WOPR-u ma swój numer alarmowy. Są to z reguły numery komórkowe, ale mało propagowane, więc mało znane. Jest jeszcze numer ratunkowy nad wodą – 984. Na razie działa w czterech lokalizacjach, lada dzień zacznie działać w piątej – w Warszawie. Jeśli nie jesteśmy ratownikami, nie powinniśmy ratować ofiary, ponieważ zaraz sami będziemy ofiarą.
O których zasadach pierwszej pomocy należy pamiętać?
– Przede wszystkim nie zaszkodzić poszkodowanemu, sprawdzić, czy oddycha, powiadomić służby ratunkowe i – jak trzeba – przywrócić akcję serca.
Można ratować, kiedy ktoś ma zalane płuca?
– Oczywiście. Zresztą pojęcie „zalane płuca” jest błędne. Kiedy wynosimy kogoś na brzeg, to już woda się wylewa. Poza tym człowieka odwraca się najpierw na bok, żeby ewentualnie usunąć coś, co ma w ustach. Później można robić sztuczne oddychanie. Zasady się zmieniają. Stopniowo idzie się
w stronę tego, żeby nie robić wdechów, tylko same uciśnięcia. W USA odeszli od wdechów, ponieważ istnieje ryzyko, że źle się to zrobi, np. wepchnie powietrze do brzucha.
Jakie są przepisy ruchu sprzętem motorowodnym?
– Często wydaje się to niebezpiecznie dla osób kąpiących się na kąpieliskach? Kąpieliska są oznaczone. Od 2012 roku czerwone boje oznaczają wewnętrzną strefę kąpieliska dla nieumiejących pływać, natomiast żółte boje – koniec kąpieliska. Dla żeglarzy właśnie żółte boje oznaczają akwen zamknięty. Niestety wielu żeglarzy tego nie wie, bo na egzaminach to nie jest sprawdzane. Był wypadek na Zalewie Zegrzyńskim, skuter wjechał w kąpielisko i najechał kobiecie na głowę. Niestety skończyło się to tragicznie.
Jak się ratować, kiedy zatonie nam kajak daleko od brzegu?
– Kiedy zatonie, to trzeba płynąć do brzegu. W kajaku mamy tak zwany kapok, czyli kamizelką ratunkową lub asekuracyjną. Każdy pływający powinien mieć założony kapok. Jeśli mamy na sobie kamizelkę, unosimy się na wodzie, czekamy na pomoc lub przemieszczamy się w kierunku brzegu. Są teraz dostępne wodoodporne pokrowce na telefon. A jak mamy ze sobą telefon na wodzie, możemy wezwać pomoc. Jeśli pływamy kajakiem gdzieś, gdzie znajdują się inni ludzie, zostaniemy wypatrzeni.
Czyli powtórzmy – koniecznie zakładamy kapoki?
– Tak jest. I jeszcze jedno. Musimy wiedzieć, jak się zakłada kamizelki i jak się wpada w nich do wody. Robiliśmy przez dwa lata w Warszawie zajęcia z zakładania kamizelek. Dzieci z reguły mają je za duże. Pokazaliśmy im, co się dzieje, jak takie dziecko wpadnie do wody. Odruch, żeby podnosić ręce do góry, powoduje, że dziecko wypada z kapoka. Dlatego, kiedy wpada do wody, musi złapać się za kamizelkę i wtedy wypłynie na pleckach na powierzchnię. Dzieciom tak się to spodobało, że same prosiły, żeby wrzucać je do wody. Po ćwiczeniach każde dziecko dostało taką kamizelkę na pamiątkę. Gwarantuję Pani, że jadąc na wakacje, zabiera ją ze sobą, bo Pan ratownik powiedział, że to najważniejsze.
Dziękujemy za rozmowę.