Komu pomagamy?
Komu pomagamy?

Pomagamy dzieciom pracowników wszystkich służb publicznych, którzy zginęli albo zostali ranni w trakcie pełnienia swoich obowiązków, a także dzieciom pracowników służby zdrowia, którzy stracili życie albo ponieśli uszczerbek na zdrowiu, walcząc z pandemią Covid-19.

Dzieci i rodziny

Pomagamy dzieciom pracowników wszystkich służb publicznych, którzy zginęli albo zostali ranni w trakcie pełnienia swoich obowiązków.

Historie i sukcesy Podopiecznych

W Fundacji Dorastaj z Nami opiekujemy się dziećmi żołnierzy, strażaków, policjantów, ratowników górskich i medyków walczących z covid-19.

Pracownicy służb publicznych

Misja Fundacji ukierunkowane jest również na wzmacnianie szacunku dla pracy, poświęcenia i odwagi osób, które na co dzień dbają o nasze bezpieczeństwo.

Potrzebuję pomocy

Jeśli Twój rodzic stracił życie lub zdrowie na służbie – zwróć się do nas!

Jak działamy
Ogólnopolski Program Pomocy Systemowej Koalicja: Razem dla Bohaterów
Program pomocowy dla dzieci i ich rodzin
Działania wzmacniające etos służb publicznych
Program dla pracowników służb i funkcjonariuszy: Służba i Pomoc
Siła Wsparcia Kobiet
Wystawa: Dla Ciebie zginął...
Wystawa: Dorastam z Wami
Pomóż, by chciało im się żyć
Życie to nie zabawa
Pomóż mi dorosnąć do nowego życia
Dla Ciebie zginął żołnierz, strażak, policjant, a dla nie Tata
Bohaterowie
Książka "Śmierć warta zachodu"
Album „Dorosnąć do śmierci”
Kim jesteśmy
O Fundacji

Nasza misja i działania

Zespół

Poznajmy się!

Partnerzy

Zobacz z kim współpracujemy

Sprawozdania

Zapoznaj się z naszymi sprawozdaniami

Raport zrównoważonego rozwoju

Sprawdź nasze obowiązania oraz plany na przyszłość w kontekście zarządzania tematami ESG.

Dla mediów

Pobierz materiały

Baza wiedzy
Poradniki
Spotkania z Bohaterami
Artykuły
Podcasty
Warsztaty
Aktualności
Publikacje
poradniki

Nasz poradnik pt. „Rozmowy o stracie”

Rozmowy o stracie

Początek

Pierwszy okres po stracie bliskiej osoby to nie tylko rozpacz, poczucie krzywdy, nieodwracalnej zmiany w życiu, to także poczucie odrzucenia, odtrącenia przez innych ludzi. Osoby, które dawniej chętnie przebywały w naszym towarzystwie, nagle wydają się od nas odwracać, unikać nas i wszelkich kontaktów z nami. Stajemy się „trędowaci”, jakbyśmy sami zapadli na jakąś tajemniczą zakaźną chorobę nie rokującą wyzdrowienia. Przyciszone głosy, zdawkowe uwagi bez zaproszenia do rozmowy na jakikolwiek, nawet najbardziej banalny temat, unikanie wzroku.

Co się dzieje? Dlaczego zamiast pomocy, bliskości i wsparcia nagle czujemy, że jesteśmy kompletnie sami, w pustce?!

Przyczyn może być co najmniej kilka. Najprostsza to ochrona siebie. Szukamy osób, które nasz nastrój i samopoczucie podniosą. Dzięki którym poczujemy się lepiej, będziemy weselsi. Szukamy więc ludzi uśmiechniętych, wesołych i optymistycznych. Smutni nas przygnębiają. Co więcej, kiedy dostosowujemy się do ich nastroju – przecież nie wypada się uśmiechać przy osobach w żałobie – nam też robi się smutno. Smutek, żal, rozpacz – odstraszają, a najbardziej w sytuacjach, kiedy wiemy, że to żal głęboki a rozpacz uzasadniona. Jednocześnie pojawia się niepokój, czy mój dobry nastrój, mój optymizm i zadowolenie z życia nie zdenerwuje, nie zrani cierpiącego.

Możemy wtedy zobaczyć inną przyczynę – bezradność. Jak mam się zachować, co wolno powiedzieć, a czego nie wolno? Co zrobić, żeby jednak się odezwać, towarzyszyć w żałobie, pomóc, ale nie urazić, nie pogłębiać bólu?

Jest wiele zwyczajowo wypowiadanych formułek: „czas leczy rany”, „trzymaj się”, „całe życie przed Tobą” – wszystkie one są nieadekwatne, nic nie znaczą. Co to znaczy „trzymaj się”? Czego mamy się trzymać? Nawet jeśli czas pomaga nam uporać się z żałobą, w pewnym sensie przyzwyczaić się do straty, to na pewno nie leczy takich ran. Nie spowoduje, że wypełni się wyrwa, która powstała w naszym życiu.

Paradoksalnie to właśnie od osób w żałobie wiele w tej sytuacji zależy i to one mogą wyjaśnić bliskim ludziom, jak można im pomóc i ulżyć w cierpieniu. Trzeba im jak najprościej powiedzieć, czego od nich oczekujemy, co jest nam potrzebne: „zostań, ale już nic nie mów”, „pozwól mi się rozpaść, choć na chwilę”, „pozwól mi płakać”, „teraz chcę być sama”. Takie proste informacje mogą pomóc obu stronom – bliscy będą wiedzieli, co mają robić i nie będą się czuć intruzami. Każdy ma prawo przeżywać żałobę i stratę po swojemu, trudno oczekiwać, nawet od najbliższych nam ludzi, że w pełni zrozumieją, co się w nas dzieje i co jest nam potrzebne. Czasem zresztą chodzi jedynie o najprostsze gesty – herbata, kanapka – zrobiona i przyniesiona, ale bez komentarzy: „przecież musisz coś jeść”, przytulenie bez słów, pogłaskanie. Warto również pamiętać, że bliscy nam ludzie też na swój sposób cierpią, widząc nasz ból, wobec którego czują się bezradni.

Jak powiedzieć dziecku?

Bardzo trudno jest rozmawiać o śmierci. Nie umiemy tego robić, bo nikt nas nie nauczył. A z dzieckiem rozmawiać jest jeszcze trudniej. Trzeba jednak mówić wprost, odpowiadać na pytania. Ukrywanie, milczenie potęgują strach dziecka. „Coś się dzieje – nikt mi nic nie mówi!”.

W przypadku małego dziecka – czekamy na pytanie. Pojawi się na pewno:

„mamo, kiedy tata wróci?” lub wyrażone w podobny sposób. Czasem dziecko boi się zapytać matkę, bo widzi, że dzieje się z nią coś złego. Zapyta wtedy innego członka rodziny i on też powinien być na takie rozmowy i pytania przygotowany. Odpowiedź powinna być krótka i prawdziwa: „tata już nie wróci”. Ważne, żeby odpowiadać tylko na te pytania, które dziecko zadaje, ale spodziewać się, że jeszcze będzie pytać i może to być dla nas bardzo trudne. Może pytać: „gdzie teraz jest?”, może dopytywać: „gdzie i jak to się stało?”. To ważne, aby dziecku odpowiadać zgodnie z naszym własnym przekonaniem, podkreślając, że tak myślimy i w to wierzymy. Kiedy mówimy: „wierzę, że patrzy na nas z góry”, to może się zdarzyć, że starsze dziecko, nastolatek w okresie buntu, odpowie: „a ja w to nie wierzę” i nie sprzeczajmy się wtedy z dzieckiem.

Czasem oczekiwania dziecka przekraczają nasze możliwości. Mówi: „chcę tam pójść/pojechać, chcę zobaczyć, gdzie to było”. Warto też i w takiej sytuacji rozmawiać szczerze: „jeszcze nie jestem gotowa”.

Dziecko odbiera informacje o świecie podobnie jak dorośli, wiedza zmniejsza poziom lęku. Choć to bolesne, trudne, to przecież także dorośli chcą wiedzieć, jak to się stało. Nie znaczy to oczywiście, że opowiadamy ze szczegółami, po prostu odpowiadamy na pytania dziecka. Trzeba być przygotowanym, że pytania mogą się pojawić nawet po latach, wraz z dorastaniem i coraz głębszym zrozumieniem tego, co się stało.

Etapy żałoby

Choć stratę każdy przeżywa po swojemu, indywidualnie – to można dostrzec pewne wspólne dla wszystkich etapy, pamiętając jednak, że głębokość przeżyć, czas ich trwania, a także sposób, w jaki swoje uczucia okazujemy, zależy od konkretnej osoby.

Zaprzeczenie – łudzimy się: „to pomyłka, to na pewno inna osoba, to mi się tylko przyśniło”„za chwilę obudzę się i wszystko będzie w porządku”.

Poczucie winy – im bliższy człowiek, tym częściej i bardziej je odczuwamy. Dotyczy wszystkiego tego, czego się już zmienić nie da – słów wypowiedzianych: „pokłóciliśmy się tuż przed wyjazdem”, a jeszcze częściej tych, których nie zdążyliśmy powiedzieć: „nie przeprosiłam za jakieś głupstwo”. Często także, a trudniej sobie z tym poradzić, uczuć wobec osoby, którą utraciliśmy: „nie kochałam go tak mocno jak dawniej”, „złościł mnie ostatnio strasznie”.

Dezorganizacja i poczucie bezradności – najczęściej pojawiają się po załatwieniu wszystkich formalności, nie tylko pogrzebowych, ale i tych, z którymi jeszcze trudniej się uporać – zmiana mieszkania, czasem miasta, miejsca pracy, zmiana szkoły, do której chodzą dzieci. Wszystko już załatwione – ten etap, choć często bardzo trudny jest jednak prostszy niż przyzwyczajenie się do całkowitej zmiany życia. Wszystko jest inne, jak to ogarnąć, jak poukładać? Jak się przyzwyczaić, kiedy wewnątrz nas tkwi ciągle bunt przeciw temu, co nas spotkało?

I wtedy może się pojawić złość – dlaczego ja, dlaczego nam się to zdarzyło? Przecież na pewno na to nie zasłużyliśmy, to niesprawiedliwe. Gdyby choć dzieci były starsze. Poczucie niesprawiedliwości powoduje, że cały świat wydaje się nam zły. Z zazdrością patrzymy na tych, których to nie spotkało i ta zazdrość w nas samych jeszcze bardziej nas złości, bo przecież wiemy, że jest nieuzasadniona. Złoszczą nas ludzie, którzy chcą nam okazać współczucie: „co oni rozumieją?”. A potem złościmy się na siebie, że nie zachowaliśmy się właściwie. Paradoksalnie złość może nam pomagać, dodaje nam sił, żeby wstać rano i zmierzyć się z rzeczywistością. Wypala się jednak i ustępuje smutkowi i depresji: „wszystko się skończyło, nie wiem, co będzie dalej” „wiem, że już nic nie będzie” „świat się skończył, nie spotka mnie już nic dobrego, nie poradzę sobie, nie ma we mnie żadnych uczu攄działam jak automat, muszę się zmuszać do najprostszych czynności”.

A jednak zdarza się coś miłego, dobrego, a czasem po prostu dostrzegamy, że świat, choć zły i niesprawiedliwy, może też być piękny, czasem coś dobrego przydarza się w naszej rodzinie i to pomaga nam w akceptacji straty. Wiemy już, że nigdy nie będzie tak samo, ale może będzie jeszcze dobrze…

Czy taka kolejność faz żałoby świadczy o tym, że możemy przewidzieć, co nas jeszcze czeka? Czy będzie taki moment, w którym możemy sobie powiedzieć: „już będzie lepiej, jestem już na końcu tej drogi”. Niestety, to nie jest takie proste. Czasem głęboki żal wraca po latach, niespodziewanie i z wielką siłą – znaleziony przedmiot przypomniał nam najbliższą osobę, zobaczyliśmy go/ją na ulicy. Prawie każdy, kto utracił bliską osobę miał takie właśnie przeżycie – idziemy za kimś, kto wygląda jak on, próbujemy go dogonić, znika w tłumie. Wraca nagle ból, jak uderzenie. Czasem jest to melodia, zapach, smak – powracają wspomnienia, a wraz z nimi gwałtowne poczucie nieodwracalnej straty. Z doświadczenia wiadomo, że najgorsze są okresy świąteczne. Ale także soboty, niedziele, urlopy – momenty, w których praca nie zapełnia nam dnia, mamy czas na myślenie. A jednak intensywne cierpienie trwa wtedy krócej, a nawet zdarzają się dni, w których rano nie pamiętamy o tym, co nas spotkało.

Czy dzieci przeżywają żałobę tak samo?

I tak i nie. W dużym stopniu zależy to od wieku dziecka – im młodsze, tym trudniej przewidzieć, jak będzie to wyglądać. Można jedynie przypuszczać, że są to jednak zupełnie inne przeżycia, nieporównywalne z doznaniami dorosłych.

Przede wszystkim ze względu na znacznie większe nasilenie lęku. Utrata rodzica, niezależnie od wieku dziecka, powoduje pojawienie się pytań o to, co będzie dalej, co z pozostałymi członkami rodziny? Ojciec zniknął, a co będzie jak zniknie także matka? A dziadkowie?

Dziecko może w nocy sprawdzać, czy matka jeszcze jest i czy na pewno żyje. Starsze dzieci pytają matkę/ojca jak się czują – często i bez powodu. Pytają: „czy ty też umrzesz?”. Nie warto oszukiwać dziecka – nikt nie żyje wiecznie, ale koniecznie trzeba je uspokoić: „nigdzie się nie wybieram, mam jeszcze dużo życia przed sobą”. Wyraźnie boją się, kiedy rodzic na dłużej wychodzi z domu lub musi gdzieś wyjechać: „kto się mną zajmie?”, „gdzie będę mieszkać?”.

Ten wszechobecny lęk, tym straszniejszy, że małe dzieci nie są w stanie zrozumieć, co się stało, może spowodować „cofnięcie się w rozwoju”. Nagle dziecko chce spać w łóżku matki albo przynajmniej w tym samym pokoju. A może tylko boi się zasypiać bez światła lub kiedy drzwi są zamknięte? Czasem zaczyna się moczyć w łóżku. To naturalne i minie z czasem, ale trzeba podchodzić do zachowań dziecka z pełnym zrozumieniem. Odpowiadać nieskończenie często: „tak, dobrze się czuję”. Pozwalać zasypiać przy zapalonej lampce, nie zamykać drzwi od jego pokoju. Może znaleźć jakąś zapomnianą przytulankę, taką która kiedyś pomagała zasnąć. Opowiadamy dziecku, dokąd idziemy i mówimy dokładnie, kiedy wrócimy. Jeśli mamy się spóźnić, staramy się dziecko uprzedzić. Starszemu dziecku, które już potrafi opowiedzieć, czego się boi, możemy opowiedzieć o rodzinie, o tym, że przecież jest ktoś jeszcze, kto może pomóc w razie potrzeby. Jeśli nie rodzina, to może przyjaciele, znane dziecku „ciotki”.

Starsze dziecko może się także bać o to, z czego rodzina będzie teraz żyć, kto utrzyma rodzinę. Nie musi tego komunikować wprost, ale nagle staje się oszczędne – nie prosi o to, żeby mu kupić rzeczy, na których wcześniej mu zależało. A czasem pyta krótko: „czy nas na to stać?”. Ta sytuacja może być jeszcze trudniejsza, jeśli matka też się tej nowej sytuacji boi. Warto wtedy rozmawiać szczerze – może będzie trudno, ale damy sobie radę. Wskazać na osoby, które w razie czego mogą pomóc.

Czasem to my sami nieświadomie wzmacniamy lęki dziecka. Dotyczy to szczególnie starszych dzieci, nastolatków. Nadmiernie kontrolujemy, bardziej niż poprzednio. Oczekujemy informacji nawet przy najmniejszym spóźnieniu. Wymagamy szczegółowych informacji, gdzie jest i co robi. Pokazujemy, że się boimy o jego bezpieczeństwo. Czasem mówimy bez ogródek: „nie mogę zasnąć, dopóki nie ma cię w domu” lub „nie mogłam się niczym zająć, dopóki nie wróciłeś do domu”. Nastolatek nie ma takiej wyobraźni, żeby myśleć, że coś mu się może stać. Przecież jest młody, silny i niezniszczalny, a poza tym uważa na siebie. To naturalne i tragedia rodzinna tego nastawienia nie zmienia. Nie powinniśmy także my zaszczepiać lęku, bo to ogranicza.

Jest też inny element żałoby dziecka, którego często dorośli nie zauważają lub nie rozumieją – ogromne poczucie winy. Dzieci nawet pytają: „czy to za karę?”, „czy zrobiłam coś złego?”. Wiele dzieci uważa, że każde złe wydarzenie w życiu to kara za niewłaściwe zachowanie. Trzeba nieskończenie często chwalić, nawet za drobne rzeczy i upewniać, że nie zrobiło nic, co mogłoby przyczynić się do tragedii.

Warto pamiętać, że dziecko żałobę przeżywa w zupełnie innym środowisku niż dorośli. Inne dzieci, w przedszkolu, szkole, początkowo, przez pierwsze dni starają się być milsze, pokazać, że rozumieją, co się stało. Często dzieje się tak, bo nauczycielki przypominają i upominają: „bądźcie dla niego dobre, jest mu często smutno”. Ale jak długo może to trwać? Bardzo szybko dziecko znajduje się w sytuacji gwałtownych zmian – codziennie przechodzi ze smutnego domu do zwykłego, a więc zwykle radośnie dziecinnego przedszkola i z powrotem do smutnego domu. To bardzo, bardzo trudne.

A i w domu nie jest łatwo, bo nagle traci część oparcia. Rodzic nie ma tak wiele cierpliwości, jest smutny, zmienił się, choć dziecko nic przecież złego nie zrobiło. Dziecko obserwuje zachowania rodziców, nie zawsze pyta, ale zachowania domowników wpływają na jego nastrój – potęgują lęk i smutek. Często nie umie powiedzieć, co się z nim dzieje. Chce, żeby wszystko było jak dawniej. Chce, żeby jak przedtem na nim skupiała się uwaga matki/ojca. Zdarza się, że zaczyna być niegrzeczne, ale właśnie po to, żeby powiedzieć: „tu jestem, zajmij się mną”.

Warto też pamiętać, że żałoba dzieci może paradoksalnie trwać dłużej, nawet lata, choć z przerwami. Powraca żal i ból wraz z coraz głębszym zrozumieniem, co się naprawdę stało.

Czy dziecko powinno iść na pogrzeb? Czy zabieramy je na cmentarz?

To bardzo trudna decyzja, ale zależy przede wszystkim od dziecka. Dla zupełnie małego dziecka – rok, dwa lata – to może być szokujące przeżycie, tym trudniejsze, że nie jest w stanie nic zrozumieć. Coś się dzieje, jest smutek, rozpacz, napięcie – nie ma możliwości, żeby to wytłumaczyć. Często też dziecko nie potrafi powiedzieć, że się boi, bo dzieje się coś złego, czego nie rozumie. Ktoś może powiedzieć, że dziecko musi się pożegnać z rodzicem, ale przecież może to zrobić zawsze i wszędzie. Nie musimy iść do kościoła, żeby się pomodlić. Nie musimy iść na cmentarz, żeby się pożegnać. Możemy to zrobić w każdym miejscu i momencie.

Dotyczy to również starszych dzieci, ale wtedy trzeba im zostawić wybór, nie naciskać, zrozumieć każdą decyzję. Poczekać na moment, w którym dziecko samo powie, że chce pójść na grób i wtedy mu towarzyszyć. Jeśli czujemy, że nie jesteśmy w stanie towarzyszyć dziecku, na przykład na miejsce, w którym doszło do tragedii, poprośmy kogoś bliskiego, kto będzie w stanie bardziej niż my dziecku pomóc. Koniecznie jednak powiedzmy dziecku, dlaczego tak się dzieje: „będę z tobą myślami, ale teraz jeszcze nie mogę tam pójść, może później, musi minąć trochę więcej czasu”.

Warto pamiętać, że pogrzeb to moment, w którym być może najtrudniej jest pomóc dzieciom w ich smutku i bólu. Z oczywistych powodów jesteśmy skoncentrowani na własnym bólu, a dziecko przeżywa wszystko, co się dzieje, być może nawet jeszcze bardziej: „stało się coś dramatycznego, matka/ojciec są załamani, płaczą – jak sobie z tym poradzić”.

Kiedy kończy się żałoba?

Poczucie odtrącenia, niezrozumienia może niekiedy pogłębiać się z czasem. Ludzie wokół nas zaczynają oczekiwać, że wszystko już za nami – przekazują informację, że czas wrócić do normalnego życia. Można to wprost zobaczyć w ich zachowaniu: „straciłam męża” – po tej informacji widać, jak rozmówca „zastyga”, „sztywnieje” i zmienia się na twarzy, zaczyna też mówić cicho, prawie szeptem. Pyta, kiedy się to stało, a po informacji – rok temu, uznaje, że to przeszłość – można już mówić normalnie, a nawet się uśmiechać. Zapomina, że dla niektórych rok to chwila a strata to ciągle otwarta, niezagojona rana.

Bliscy zaczynają proponować rozrywki: „przecież nie możesz bez przerwy siedzieć w domu”, musisz wychodzić do ludzi”. Oczekują powrotu do życia sprzed straty: „chodząc na cmentarz, tylko rozdrapujesz rany”. Warto sobie samej powiedzieć: „nic nie muszę”. „Pójdę do kina, jak będę gotowa”, „urządzę imieniny, jak będę chciała, jak będzie mi to sprawiać przyjemność”. Powiedzieć to wprost: „jeszcze nie teraz, jeszcze nie w tym momencie, powiem, jak będę gotowa”.

Czasem jednak sytuacja jest odwrotna – otoczenie oczekuje bardziej widocznych przejawów żałoby: „patrzcie – nosi kolorowe sukienki”, „to dopiero pół roku, a już zachowuje się, jakby się nic nie stało”, „w ogóle nie chodzi na cmentarz, do czego to podobne, taki zaniedbany grób”. Każdy ma prawo przeżywać stratę na swój sposób – rozmawiać z bliskim na cmentarzu lub czuć w tym właśnie miejscu pustkę – tam go na pewno nie ma. Nosić czarne stroje, bo żadne inne nie wydają się pasować lub czuć, że ten czarny to przymus, to poddanie się, to kajdany. Wymyślono żałobę, żeby pomóc cierpiącym. To miał być znak informujący z daleka, że należy być ostrożnym, nie urazić. To nie znaczy jednak, że to obowiązek, pozwólmy sobie na takie zachowania, które nam najbardziej pomagają.

Warto pamiętać, że w naszej kulturze czego innego oczekuje się od kobiet, a czego innego od mężczyzn. Mężczyznom mniej wolno: mężczyźni nie płaczą, nie okazują cierpienia, nie opowiadają o swoich uczuciach. Często więc, paradoksalnie, to oni bardziej potrzebują wsparcia i pomocy ze strony innych ludzi.

Czy wolno płakać przy dziecku?

Dzieci boją się sytuacji, w której rodzic zachowuje się inaczej niż zwykle. Płacz to przywilej dzieci. Dorosły, kiedy płacze, jest słaby, bezradny. Dzieci rozumieją też, że rodzic cierpi i czują się bezbronne. Dlatego często reagują prośbami: „mamo, tylko nie płacz”. Czy wolno płakać przy dziecku? Jeśli dziecko jest bardzo małe i nie możemy mu jeszcze nic wytłumaczyć, to jednak lepiej nie. Trzylatkowi można już wytłumaczyć: „pamiętasz jak płakałeś, jak się przewróciłeś/skaleczyłeś? Bolała cię ręka, ale jak płakałeś bolało trochę mniej. Mnie też teraz boli coś, ale w środku – kiedy popłaczę, robi mi się trochę lżej, ale zaraz przestanę”.

Oczekiwanie, że będziemy się trzymać ze względu na dziecko, że nie pozwolimy sobie na okazywanie słabości, rozpaczy jest nierealistyczne. Co więcej może spowodować, że dziecko nagle zapyta: „czy nie jest ci smutno, że taty nie ma?”. Właśnie dla dzieci i ich dobra powinniśmy pozwolić sobie na przeżycie żałoby, na chwile słabości, na łzy. Jeśli mamy poczucie, że musimy się stale kontrolować, że nie możemy pokazać rozpaczy, jest nam nie tylko trudniej, ale i powrót do „normalnego” życia trwa dłużej. Jeśli nie pozwolimy sobie na pełne przeżycie straty, nie będziemy wystarczającym wsparciem dla swoich dzieci.

Warto jednak pamiętać, że niezależnie od tego, jak nam ciężko, to my jesteśmy dorośli, to my jesteśmy opiekunami dzieci i nie wolno nam dopuścić, żeby role się odwróciły. To niebezpieczeństwo pojawia się szczególnie wtedy, gdy nasze dziecko jest już nastolatkiem. Nagle, to dziecko czuje się w obowiązku, żeby się opiekować matką/ojcem. Przejmuje obowiązki domowe. Najpierw wydaje się to miłe i wskazuje na to, że dziecko uczy się odpowiedzialności – staje się bardziej dorosłe niż wiek na to wskazuje. Sprawdza, czy w lodówce jest jedzenie. Sprząta nie tylko swój pokój, ale całe mieszkanie. Kontroluje, czy matka umówiła się na wizytę u lekarza, czy ma lekarstwa. Opiekuje się młodszym rodzeństwem – nie okazjonalnie tylko stale. Może się niespodziewanie okazać, że to dziecko czuje się odpowiedzialne za to, w jakim stanie jest rodzic. Mówi: „nie mogę iść do kina, bo będziesz smutna”, a potem „nie pojadę na studia do innego miasta, bo jak sobie dasz radę beze mnie?”. To niebezpieczne zjawisko. Możemy być dumni ze swoich dzieci, że są takie dorosłe, ale przecież to ciągle dzieci, nawet jeśli nastoletnie, muszą mieć własne życie, uczyć się odpowiedzialności za siebie, a nie za rodzica. Dzieci wychowujemy, żeby mogły od nas odejść. Powinniśmy być dla nich bezpieczną bazą, przystanią, ale nie kotwicą. Warto mówić wprost: „radzę sobie, jak będę potrzebować pomocy albo twojej obecności – powiem, poproszę”.

Moje dziecko jest inne, bo przeżyło tragedię

Pojawić się może także inne niebezpieczeństwo – patrzymy na nasze dziecko przez pryzmat straty. Współczujemy mu, ponieważ sami cierpimy, widzimy w nim przede wszystkim cierpienie. W pewnym sensie odgradzamy je od normalnego dziecięcego życia.

Dziecko żyje w innym świecie, żałoba nie towarzyszy mu bez przerwy. Zdarza mu się „zapominać”, co się stało. Pozwólmy mu na takie chwile zapomnienia, radości i zabawy. Nie powinniśmy myśleć o dziecku, że jest biedne i nieszczęśliwe, bo samo zacznie tak o sobie myśleć. Może to mieć różne konsekwencje. Możemy nieświadomie pozwalać mu na więcej, próbować rekompensować stratę. Można mu ją wynagrodzić, okazując więcej czułości i miłości, ale nie powinniśmy zmieniać zasad i metod wychowawczych. To niełatwe, bo odpowiedzialność, którą ponosiły dwie osoby spadła teraz na jedną, ale im mniej zmieni się w życiu dziecka tym lepiej.

Możemy też nadmiernie chronić dziecko, bać się, że zostanie zranione. Czasem warto jednak pomyśleć o planach dziecka z tej właśnie perspektywy i pozwolić mu nie iść do przedszkola/szkoły w dniu ojca czy dniu matki. Na co dzień jednak nie da się uchronić dziecka przed bólem, kiedy na przykład będzie porównywało swoją trudną sytuację rodzinną z normalnymi warunkami życia innych dzieci z klasy. Ale też nie każdy smutek, nie każdy zły humor dziecka to efekt śmierci bliskiej osoby. Będzie miało inne problemy, inne straty – kłótnie z przyjaciółmi, niepowodzenia w szkole, pierwsze miłości i rozstania. Pozwólmy mu je przeżywać tak, jak przeżywają to inne dzieci, jakby nic w naszej rodzinie się nie stało – żeby ciężaru nie dodawać.

Utrata rodzica na pewno odbija się na tym, jak dziecko dorasta i rozwija się. Nie należy jednak oczekiwać, że z tego powodu będą z nim kłopoty. Z każdym dzieckiem wiążą się jakieś problemy i kłopoty, ale nie wszystkie wynikają z żałoby. Kiedy się coś wydarzy, co nas zaniepokoi, szukajmy najpierw wyjaśnień w wydarzeniach z ostatnich dni. Pytajmy dziecko, co się stało. To ważne, żeby naprawdę pomagać przetrwać trudne chwile, których w życiu naszych dzieci może być naprawdę dużo, bo dorastanie i dojrzewanie to trudne i wyczerpujące zadania.

Warto pamiętać, że utrata rodzica to często dopiero początek poważnych wydarzeń. Zmiana miejsca zamieszkania, zmiana szkoły czy przedszkola, utrata przyjaciół, kolegów. To zawsze trudne, dla dorosłego człowieka także. Ale dla młodego człowieka, nastolatka, grupa koleżeńska często jest równie ważna a czasem nawet ważniejsza niż rodzina. To rówieśnicy stają się źródłem samooceny i hierarchii wartości. Całkowicie nowe środowisko i to często takie, w którym już są zaprzyjaźnione grupy, do których trudno dołączyć, może stać się przyczyną poczucia osamotnienia, wyobcowania, w momencie, w którym szczególnie ważni są przyjaciele – życzliwi i wyrozumiali.

Przeżywając rozpacz, ból, poczucie utraty sensu życia, często boimy się, że nasze dzieci przeżywają to samo, a przede wszystkim nie chcemy, żeby były nieszczęśliwe. Żadne jednak starania rodzicielskie nie zapewnią dziecku szczęścia. Możemy jedynie starać się wspierać dzieci w trudnych momentach, być z nimi i przy nich, kiedy są nieszczęśliwe.

Nowe życie, nowy partner

Czasem ma się szczęście i w naszym życiu pojawia się człowiek, który jest w stanie zaakceptować nas i nasze dzieci, stworzyć z nami nową rodzinę. To nie jest proste. Już samo słowo „wdowa” może mieć moc odstraszania. A jeszcze do tego dodatkowy „bagaż” dzieci. Doświadczenie wskazuje, że znacznie łatwiej jest znaleźć partnerkę owdowiałemu mężczyźnie z dziećmi niż wdowie. Nie do końca jest oczywiste, dlaczego tak jest. Być może dlatego, że kobiecie łatwiej jest przyjąć i wychować dzieci ukochanego mężczyzny niż mężczyźnie zaakceptować „cudze” dzieci. Na pewno dodatkowym utrudnieniem jest lęk, że nowy partner/partnerka nie pokocha naszych dzieci, nie będzie dla nich wystarczająco dobry.

A przecież to nie koniec problemów. Jak zareagują dzieci? Jak zareaguje rodzina? Te dwie kwestie są ze sobą powiązane. Jeśli rodzina przyjmie nową osobę dobrze, zaakceptuje, że życie płynie dalej i nikt nie powinien być skazywany na samotność, to jest szansa, że i dzieci nie będą się buntować. Wystarczy jednak, że ktoś z rodziny jednoznacznie stwierdza, że tak nie wypada, że za wcześnie, że to forma zdrady, a może to nastawić dzieci przeciwko ojczymowi czy macosze.

Najczęściej decyzja o wejściu w nowy związek najtrudniejsza jest dla teściów. Jak to możliwe, żeby ktoś starał się zastąpić kogoś, kogo my uważamy za niezastąpionego? To może być bardzo bolesne, kiedy widzi się kogoś na miejscu ukochanej osoby – syna/córki. Ale i dla innych członków rodziny, na przykład dzieci, to może być niełatwe. Dużo zależy od taktu i cierpliwości osoby, z którą zamierzamy się związać. To właśnie nie może być zastępstwo, to nie może być osoba, która chce wejść do rodziny jako nowy tatuś czy nowa mamusia. Musi umieć znaleźć dla siebie miejsce w rodzinie jako partner/partnerka, czekając na to, jaką rolę wyznaczą dzieci. To one powinny zdecydować, jak chcą do niego/ do niej mówić. Tu bardzo wiele zależy od wieku dziecka w momencie utraty rodzica. Małe dzieci, które słabo pamiętają utraconego rodzica, często chcą być jak ich rówieśnicy, mieć kogoś, do kogo można mówić tato lub mamo. Choć może być niełatwo to zaakceptować, choć to może boleć, to warto na to spojrzeć, jak na szczęśliwe dla dziecka zakończenie traumy.

Nowa osoba nie powinna być wprowadzana przez zaskoczenie. Lepiej dać wszystkim czas, żeby się do nowej sytuacji przyzwyczaili. Dać okazję, żeby polubili kogoś po prostu – jako człowieka, a nie jako członka rodziny.

Starsze dzieci będą w trudniejszej sytuacji. Pamiętają i będą porównywać. Mogą też bardziej się buntować albo przeciwnie – nagle poczuć, że zdjęto z nich odpowiedzialność za rodzica w żałobie, rodzica potrzebującego pomocy i wsparcia.

Wyjątkowej delikatności i uwagi wymaga moment, w którym pojawi się przyrodnie rodzeństwo, ale prawie zawsze pojawienie się młodszego rodzeństwa jest dla starszego trudne.

Teściowie, dziadkowie

To straszne przeżycie – stracić dziecko. Przede wszystkim dlatego, że wydaje się to nienaturalne, sprzeczne z biologicznym porządkiem świata. To jednak zupełnie inna żałoba – nie ma możliwości rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Czy oznacza to, że nie ma możliwości porozumienia, wzajemnego wsparcia?

Byłam świadkiem rodzinnej dyskusji, kogo powinno się najpierw umieścić w nekrologu: żonę czy matkę. Na szczęście było to raczej uzgadnianie niż kłótnia, ale można sobie wyobrazić, że mogło się to stać początkiem konfliktu trudnego do zażegnania, sporu o to, czyja strata jest większa, czyj ból jest bardziej nie do zniesienia. Tego nie da się uzgodnić, a czasem bez słów, a nawet nie do końca świadomie, zatruwa to kontakty z teściami.

Bardzo dużo zależy od tego, jakie były stosunki z teściami przed tragedią. Jeśli żona/mąż byli traktowani jako jeszcze jedno dziecko (córka/syn), żałoba jest bardziej wspólna i wzajemne wsparcie silniejsze. Nie zawsze jest jednak tak dobrze. W smutku rosną poprzednie spory i pretensje, przybierając monstrualne rozmiary i zdarza się, że teściowie (lub jedno z teściów) patrzą na synową czy zięcia z wyrzutem: „dlaczego to ty żyjesz?”. To na ogół niewypowiedziane słowa, ale czuje się je w powietrzu.

Czy można coś z tym zrobić? Jak sobie radzić? Wszystko się zmieniło, a czasem trudno liczyć, że czas cokolwiek zmieni. Ale przecież są wnuki. Mogą się stać pośrednikami między rodzicem i teściami. Można im uświadomić, że są jeszcze bardziej niż zwykle dziadkom potrzebne. Nie liczyć na wiele i starać się okazać zrozumienie.

Jak sobie radzić z nieszczęściem?

Nie ma przepisów i nie ma recept. Dlatego, że każda sytuacja jest inna. Cytując Lwa Tołstoja z „Anny Kareniny”: „Szczęśliwe rodziny są podobne, nieszczęśliwa każda jest na swój sposób”.

Na to, co się dzieje, ma wpływ wszystko, co w danej rodzinie, w życiu każdego z jej członków, działo się wcześniej. Bliscy, żyjący w zgodzie ludzie bardziej się wspierają. Konflikty rosną, gdy zdarzy się nieszczęście. Może się jednak zdarzyć, że tragedia zbliży zwaśnione strony. Niezależnie od tego, co będzie się działo, warto spróbować spojrzeć na sytuację oczami naszego dziecka, oczami teściów. Komunikować, przekazywać bliskim jakie mamy potrzeby, czego od nich oczekujemy – nie spodziewać się, że sami się domyślą. Także prosić ich o to samo.

Dać sobie prawo do przeżywania żałoby na swój sposób: „nic nie muszę, mogę się ewentualnie postarać”, ale dajmy też takie samo prawo innym.

dr Zuzanna Toeplitz
Psycholog

Podobał Ci się ten artykuł?

Wesprzyj Fundację Dorastaj z Nami!