Komu pomagamy?
Komu pomagamy?

Pomagamy dzieciom pracowników wszystkich służb publicznych, którzy zginęli albo zostali ranni w trakcie pełnienia swoich obowiązków, a także dzieciom pracowników służby zdrowia, którzy stracili życie albo ponieśli uszczerbek na zdrowiu, walcząc z pandemią Covid-19.

Dzieci i rodziny

Pomagamy dzieciom pracowników wszystkich służb publicznych, którzy zginęli albo zostali ranni w trakcie pełnienia swoich obowiązków.

Historie i sukcesy Podopiecznych

W Fundacji Dorastaj z Nami opiekujemy się dziećmi żołnierzy, strażaków, policjantów, ratowników górskich i medyków walczących z covid-19.

Pracownicy służb publicznych

Misja Fundacji ukierunkowane jest również na wzmacnianie szacunku dla pracy, poświęcenia i odwagi osób, które na co dzień dbają o nasze bezpieczeństwo.

Potrzebuję pomocy

Jeśli Twój rodzic stracił życie lub zdrowie na służbie – zwróć się do nas!

Jak działamy
Ogólnopolski Program Pomocy Systemowej Koalicja: Razem dla Bohaterów
Program pomocowy dla dzieci i ich rodzin
Działania wzmacniające etos służb publicznych
Program dla pracowników służb i funkcjonariuszy: Służba i Pomoc
Siła Wsparcia Kobiet
Wystawa: Dla Ciebie zginął...
Wystawa: Dorastam z Wami
Pomóż, by chciało im się żyć
Życie to nie zabawa
Pomóż mi dorosnąć do nowego życia
Dla Ciebie zginął żołnierz, strażak, policjant, a dla nie Tata
Bohaterowie
Książka "Śmierć warta zachodu"
Album „Dorosnąć do śmierci”
Kim jesteśmy
O Fundacji

Nasza misja i działania

Zespół

Poznajmy się!

Partnerzy

Zobacz z kim współpracujemy

Sprawozdania

Zapoznaj się z naszymi sprawozdaniami

Raport zrównoważonego rozwoju

Sprawdź nasze obowiązania oraz plany na przyszłość w kontekście zarządzania tematami ESG.

Dla mediów

Pobierz materiały

Baza wiedzy
Poradniki
Spotkania z Bohaterami
Artykuły
Podcasty
Warsztaty
Aktualności
Publikacje
newsweek-zamrozone

Newsweek „Zamrożone”

Polecamy artykuł w Newsweeku autorstwa Małgorzaty Święchowicz, o Podopiecznych naszej Fundacji. Poniżej fragment artykułu.

ZAMROŻONE
Nawet nie zdążyliśmy się poznać ? mówią. Ich rodzice poszli do pracy ratować innych i już nie wrócili

OD WIELU LUDZI SŁYSZĘ, ŻE PO TYM, JAK TATO ZGINĄŁ, STAŁAM SIĘ DZIECKIEM „ZAMROŻONYM”, WYŁĄCZONYM Z ŻYCIA HANNA ŁABUNOWICZ Zamrożone Nawet nie zdążyliśmy się poznać mówią. Ich rodzice poszli do pracy ratować innych i już nie wrócili Julia Pasztetnik ma dwa lata, gdy mama włącza magnetofon kasetowy i zaczyna nagrywać: – Czy wiesz, gdzie jest tato? – W pracy – Co tato robi? – Ratuje. – Kim chciałabyś zostać, jak dorośniesz? – Tatą. Jest córeczką tatusia. Gdy ktoś prosi: „Julcia, powiedz wierszyk”, mówi: „Tato, tato, tato…”. Gdy chcą, żeby zaśpiewała piosenkę, śpiewa: „Tato, tato, tato”. Pewnego dnia tato – strażak, którego Julcia tak podziwia – nie wraca z pracy. Jest wezwanie do płonącego mieszkania, ostatnie piętro, wyciągają dwie osoby. On i kolega wbiegają jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy nikogo więcej tam nie ma. Obydwaj giną. – Tego momentu, gdy powiedzieli mi, że tato już nie wróci, nie pamiętam. Mam wtedy zaledwie 4,5 roku – opowiada Hanna Łabunowicz. Ojciec, ratownik górski, dostaje wezwanie na Szpiglasową Przełęcz, jest niedziela, 30 grudnia, trzeci stopień zagrożenia lawinowego. W taki dzień turyści, w dodatku bez doświadczenia, nie powinni wychodzić w góry. A jednak wychodzą. Troje zostaje zasypanych lawiną, jednej osobie udaje się wygrzebać i dotrzeć do schroniska. Pogoda parszywieje tak, że niemożliwe jest poderwanie śmigłowca. Ratownicy muszą dojść do zasypanych. Sondą ustalają położenie ciał, odkopują. Zaczynają reanimację z nadzieją, że może uda się przywrócić oddech, niestety, nie udaje się. Schodzą i gdy są na progu Kociołka pod Szpiglasową, rusza kolejna lawina, całą ekipę ściąga w dół. A dwóch, w tym Marka Łabunowicza„Maję”, betonuje.

Agnieszka Gronostaj, policjantka z komendy w Środzie Śląskiej, przed pracą wpada do sklepu, kupuj e sobie coś na drugie śniadanie i coś słodkiego dla synka, bo zawsze, jak wraca do domu, ma dla niego małą niespodziankę. Służ- Hania straciła tatę – ratownika górskiego – w wieku czterech lat ba zaczyna się od wezwania za miasto, awantura domowa. Wsiada z kolegami do radiowozu, są na drodze z Legnicy do Wrocławia, już blisko domu, z którego było wezwanie. I wtedy wjeżdża w nich, czołowo, samochód osobowy. Droga prosta, duży ruch, kierowca zaczął wyprzedzać, zjechał na lewy pas… – Młody chłopak, dostał wóz od ojca. I on miał szczęście, przeżył- mówi Rafał Gronostaj, syn policjantki, która zginęła. – Nigdy się z naszą rodziną nie skontaktował, nie powiedział, że mu przykro. Zresztą, po co miałby to robić? Chyba tylko jemu mogłoby to przynieść jakąś ulgę. Bo jeśli chodzi o moje życie, to jego „przepraszam” w żaden sposób nie mogłoby go zmienić. Dzień śmierci mamy: 23 grudnia. Ona ma 28 lat, jej syn cztery. On już nigdy nie będzie dzieckiem, które czeka na Boże Narodzenie. – Ten czas, gdy ludzie cieszą się, że idą święta, że zaraz będą otwierać paczuszki z prezentami, jest dla mnie zawsze bardzo smutny. Nigdy nie byłem typem dziecka, które upatrywało sobie jakąś zabawkę i koniecznie chciało ją dostać, ale po śmierci mamy to już w ogóle niczego nie oczekiwałem. Stałem się cichy, zamknięty w sobie, więc innym mogło się wydawać, że jakoś sobie radzę. A ja rozpaczałem bezgłośnie.

– Dzień przed pogrzebem mama zabiera mnie do kaplicy, żeby do trumny włożyć modlitewnik. Gdy dopytuję, co się stało tatusiowi, mówi, że zasnął, więc ja chcę położyć się przy nim i też zasnąć – wspomina Julia Pasztetnik. – Upieram się, próbuję wdrapać do niego, bardzo chcę leżeć z nim w trumnie. Trzeba mnie odciągać. – To, jak wyglądał pogrzeb taty, wiem tylko ze zdjęć. Trumnę nieśli policjanci. Było dużo delegacji w mundurach. O tym, że zginął, było bardzo głośno. A później nastąpiła cisza – mówi Zuzanna Daniluk. Gdy straciła tatę, miała trzy lata, starszy brat osiem. Bratu podczas mszy pogrzebowej ktoś daje dwa złote, żeby wrzucił na tacę, ale on woli zatrzymać tę monetę, dać mamie, gdy zacznie brakować na chleb. – Ludzie szybko przestają pytać: „Jak sobie radzicie?”, „Może potrzebujecie pomocy?” – opowiada Zuzanna. Mama, która wcześniej mogła zajmować się dziećmi, bo mąż przynosił pensję, idzie do pracy. – Ja, mała, nie rozumiem, co się dzieje. Nie mogę się z tym pogodzić. Dopiero co miałam oboje rodziców, a nagle tato nie wraca, mama znika na całe dnie. Brat, choć jeszcze dziecko, bierze na siebie męskie obowiązki. Trzeba przynieść drewna, przynosi, trzeba coś w domu naprawić, próbuje naprawiać – wspomina Zuzanna. Pierwsze lata po śmierci taty są bardzo ciężkie. – Nie mam z tego okresu żadnych typowo dziecięcych wspomnień. Nic. To czas wycięty z pamięci. Są oczywiście jakieś zdjęcia, jakieś rodzinne opowieści, więc z tego buduję wyobrażenie o tym, co się działo. Nasze życie diametralnie się zmieniło, choć mama dwoiła się i troiła. Długo nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak musi być jej ciężko i jak ciężko musi być mojemu bratu. Ja wymazałam dzieciństwo z pamięci, on musiał dzieciństwo porzucić, błyskawicznie dorosnąć, czuł się w obowiązku być w naszym domu mężczyzną. Ja często płaczę, a on? Nie pamiętam, żeby kiedyś się rozkleił. Nie okazuje emocji. Jakby nie dawał sobie na to pozwolenia – opowiada Zuzanna Daniluk.

– Od wielu ludzi słyszę, że po tym, jak tato zginął, stałam się dzieckiem „zamrożonym”, wyłączonym z życia, ani smucącym się, ani cieszącym. Cokolwiek się działo, przyjmowałam to z obojętnością – mówi Hanna Łabunowicz.

Podobał Ci się ten artykuł?

Wesprzyj Fundację Dorastaj z Nami!